To była straszna męka. Bo niby świetna włóczka (dziękuję, Kasiu :-*), ale jakoś do niczego mi nie chciała pasować kolorystycznie. W beżach to ja jednak niekoniecznie.
No to ufarbowawszy nieco. Tak ze 2 motki. Problem w tym, że kolor odpływa po praniu. Trudno. I tak coś dłubał człowiek, dłubał, potem pruł, dłubał, znowu pruł...
A potem pomyślał, że może zamiast dla siebie, to wykorzystać jako prezent. No i znowu dłubał i pruł, ale tym razem już celowo ;-)
Oraz nauczył się robić raglan od dołu, co, Moi Mili, udało się dzięki Gackowej (dzięki :-*), bo bez niej by człowiek pruł jeszcze bardziej :-D, a tak to jednak mniej!
Ów produkt powstał na osobę wysoką i szczupłą, dopiero się zrobił, więc jeszcze nie został ani uprany, ani zblokowany, ale JEST! O!
Szafa robi piękne tło ;-)
A cudne guziki zawdzięczam Mojej Ulubionej Pani z pasmanterii na Odyńca (przy Wołoskiej, zaraz za bazarkiem), którą bardzo serdecznie pozdrawiam i dziękuję! ♥
Miłego tygodnia, Kochani! Niech Wam będzie ciepło! ♥
Gratuluję samozaparcia ☺fajny efekt ☺
ReplyDeleteA dziękuję! Ponad rok ta męka trwała, ale się udało :-D Ha!
DeleteSą takie projekty, ale potem jaka satysfakcja, gdy włóczka przybierze wreszcie tę właściwą formę:-)
ReplyDeleteO tak! Ale mam nadzieję, że z dużymi projektami będzie szlaban na dłużej, bo to wściekle męczy taki rozgrzebaniec, co to leży i leży...
Delete