Będzie po polsku.
Wyłącznie. ;-)
Mam Przyjaciela, znamy się od przedszkola i H. jest dla mnie kimś absolutnie wyjątkowym. Nieromansowo. Tak po prostu.
Cokolwiek się nie działo, zawsze mogłam na H. liczyć i przeżyliśmy wspólnie masę dobrych i złych rzeczy. H. dostał ode mnie indiańskie imię "Same Troski", które po pewnym czasie ewoluowało w "Jestem Boski".
To taki przydługi wstęp, a teraz prezentacja: oto H.
(teraz wszystko powinno być jasne, to właśnie taki typ ;-)).
Ale do rzeczy. Z H. miewamy nader interesujące konwersacje, najlepsze kiedy jedziemy samochodem, siedzimy gdzieś, albo czekamy na coś.
miejsce: parking pod Tesco w uroczej wiosce P. siedzimy w samochodzie, H. je orzeszki
ja: dlaczego faceci tak strasznie chrupią?
H.: i pierdzą.
ja: i bekają...
H.: i nie zamykają deski... (za to zawsze dostaje bęcki ode mnie ;-))
ja: i zostawiają brudne skarpety... już przestań chrupać i jedź!
H.: noooo, ale faceci się przydają. mogą naprawić kibel... i poruchać.
ja: nigdy mi nie naprawiłeś kibla.
H.: a dałaś poruchać?
(po owej konkluzji jakakolwiek jazda stała się niemożliwa, gdyż przez dobry kwadrans wyliśmy ze śmiechu)