Oj, uleje mi się ;-)
1 Maja:
Świętuję, bo pracuję, bo szanuję tych, którzy dla mojej wygody nie mają świąt, normalnych urlopów i narażają się na wszechobecne chamstwo "paniczy" i "królewien", którym się wydaje, że świat powinien im stópki całować, bo w ogóle istnieją.
Drogie Królewny, Szanowni Panicze - puknijcie się, mocno, czymś ciężkim!
A teraz słów kilka o polskim kapitaliźmie, który miał z nas zrobić drugą Amerykę (no zrobił: bezdomność, umowy śmieciowe, brak szacunku dla człowieka i życie na kredycie...).
W 1989 r. byłam na obozie sportowym w Olsztynie, ferie zimowe, Okrągły Stół, nadzieja...
10 lat później wciąż pełna nadziei cieszyłam się z transformacji, 20 lat później okazało się, że najniższa krajowa to coś, za co nie da się przeżyć, a już tym bardziej utrzymać rodziny, społeczeństwo zdziczało, każdy zagarnia pod siebie i ściga się z resztą podgryzaczy. Dla ludzi, którzy po prostu chcą normalnie żyć jakoś zabrakło miejsca. Wszyscy się dziwią, że przyrost naturalny spadł, a 2 miliony polskich obywateli zdecydowało się na emigrację, żeby żyć normalnie...
Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy narzędziem, które ma działać zawsze, wszędzie i jeszcze lizać tyłki tym, którzy nas używają. Niedawno, zupełnie niechcący, zapewniam!, podsłuchałam rozmowę dwóch kobiet. Jedna chciała wziąć źle płatną i ciężką pracę, druga do niej rzekła: - Helenka, szanuj się! Nie daj się wykorzystywać, bo się wykończysz i nic z tego mieć nie będziesz!
Święte słowa. Kiedy w końcu wyjdą na ulicę ochroniarze? Nikt inny nie tyra za 3,5 zeta/ godzinę... Oni owszem, Kiedy nasze rządy (mam wrażenie, że żaden polski rząd od 1989r nie rozumie...) zrozumieją to proste prawo ekonomii, że żeby generować obroty, to trzeba sprzedawać, ale nie na miniratki, kredyty i pożyczki, ale za GODZIWE pieniądze, które płaci się pracownikom? Albo że nie można wyprzedawać i prywatyzować jak leci (tak, panie Balcerowicz, nie można!), że prawo ma być nie dla urzędów, a dla ludzi, że mieszkanie na kredyt, to żaden cymes, że praca to nie jest jakaś wartość sama w sobie, bo jest powiązana z człowiekiem, kóry tę pracę wykonuje...
I nie dajmy sobie wmówić, że praca ma być za darmo. Przeczytałam właśnie tekst o tym, że
pokolenie Y (hyhy, które to już) jest roszczeniowe i nie chce tyrać za darmo. No halo, stosunek pracy to nie jest wolontariat. To
konkretna umowa handlowa, o czym gros polskich pracodawców raczyło zapomnieć. Otóż pracodawca zatrudniając pracownika nie robi mu żadnej łaski. Kupuje czyjś czas i zaangażowanie, czasem także umiejętności, ale to kontrakt. Normalna umowa handlowa. Praca = płaca.
Mogłabym tak jeszcze długo, ale zbliżam się już do momentu, że cokolwiek napiszę, to napiszę używając słów uznawanych za niecenzuralne, zatem poniecham...
A poza tym jeden obrazek wart jest tysiąc słów i z takim właśnie Was zostawię już po święcie, a przed kolejnym: